czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 5.


Rozdział 5.
            Z samego rana, już po zakupach, Hermiona wstała z łóżka i od razu zauważyła stos paczek prezentów. Wzięła pierwszy z brzega. Na pudełku był napis:                                        Dla kochanej Mionki .
Po piśmie poznała, że prezent jest od Rona. W pudełeczku był piękny, srebrny łańcuszek. Wisiorek był w kształcie serduszka, a na nim wygrawerowany napis:
Przyjaciele na zawsze
     Jakie to słodkie pomyślała. W drugiej paczuszce znalazła bardzo ciekawą książkę o współczesnej numerologii od Harry’ego. Od Ginny dostała pluszowego misia z napisem: Od zawsze, na zawsze. Neville i Luna kupili jej wspólny prezent. Gdy go otworzyła domyśliła się, że to Luna go wybrała. W opakowaniu leżał dziwaczny łańcuszek w kształcie czegoś co przypominało żabę. Rodzice zaś kupili jej komplet biżuterii.
Po rozpakowaniu prezentów podeszła do łóżka Ginny i lekko nią potrząsnęła. Ruda strząsnęła rękę przyjaciółki i nakryła się poduszką na głowę.
-Ginny! Wstawaj! –powiedziała Hermiona donośnym głosem.
-A daj mi spokój…ja chce spać…-wymamrotała Ginny.
-Musimy iść przygotować salę do transmutacji. No chyba, że chcesz, żeby nasza sala balowa była…szara, smutna…
-No już…daj mi dwadzieścia minut.
            Zadowolona Hermiona zabrała kosmetyczkę, ubrania i wyszła do łazienki. W pokoju wspólnym Miona zastała śpiącego Neville’a z jakąś kartką. Dziewczyna dyskretnie zajrzała mu przez ramię. To co zobaczyła w jakiejś strony ją zdziwiło, a z inne nie.
            Na kartce był rysunek blondwłosej dziewczyny. Miała ona na uszach kolczyki w kształcie rzodkiewek, a za uchem zasadzoną różdżkę. Hermiona od razu poznała ta znajomą twarz. To Luna Lovegood.
            No tak, zaraz zaczną ze sobą chodzić. Fajnie pomyślała. Dziewczyna ruszyła w stronę dziury pod portretem, ale coś przykuło jej uwagę. Do wczorajszego ogłoszenia o balu, doklejono jakąś karteczkę, na której napisano: Wszyscy chłopcy powinni mieć partnerki na bal! Data została ustalona: 30 grudnia. Ja pewnie pójdę z Ronaldem. Poszła do łazienki i ubrała się. Założyła na siebie szare rurki i zielonkawy sweterek. Włosy rozpuściła i założyła na szyję prezent od Rona.
            Wychodząc z łazienki zauważyła Malfoya, który skradał się rozglądając na wszystkie strony, jakby się bał, że ktoś go przyłapie. Ubrany był jak zwykle w czarny garnitur, w którym wyglądał jak zwykle sexy. Nie przejmując się,  co znowu powie gdy się razem spotkają ruszyła w stronę pokoju wspólnego Gryfonów.
-Hermiona! Zaczekaj! –krzyknął za nią Malfoy.
-Tak?
-Wesołych świąt!
-Wesołych. –odpowiedziała mu grzecznie przyspieszając trochę. –O co chodzi?
-Chciałem ci coś dać.
-Jeśli jest to sok z czyrakobulwy to się nim wypchaj.
-Nie tak ostro. Po prostu chcę ci coś dać. –uśmiechnął się zawadiacko i wyciągnął malutką, czarną paczuszkę, przyozdobioną czerwoną kokardą.
-Dzi…dzięki. –Hermiona nie wiedziała jak ma zareagować. Prezent od swojego wroga?
-Nie bój się. Nie jest zaklęty czy coś w tym rodzaju. –zapewnił ją chłopak.
            Otworzyła ostrożnie pudełeczko. Jej oczom ukazała się prześliczna bransoletka wysadzana malutkimi diamencikami. Dziewczyna otworzyła usta z zachwytu.
-Prawdziwe. –zapewnił ją Draco.
-Wow! Ale…ale dlaczego mi ją dajesz? –zapytała nadal w lekkim szoku.
-Dlaczego? Jesteś moją koleżanką z roku.
-Uważaj, bo ci uwierzę.
-Jak chcesz. Sorki, ale muszę już lecieć. –zmierzał już w stronę lochów, gdy nagle obrócił się i krzyknął- Pójdziesz ze mną na bal?
-Tak, pewnie. –odpowiedziała Hermiona zanim ugryzła się w język.
-To jesteśmy umówieni! –powiedział blondyn i już go nie było.
            Co ja takiego zrobiłam? Co ja powiem przyjaciołom? Stała tak parę minut z paczuszką i kosmetyczką w ręku, rozmyślając co zrobiła i jak się z tego wymigać. Powoli zaczynała dochodzić do siebie. Ruszyła do swojego pokoju. Przed portretem Grubej Damy schowała pudełeczko z prezentem do kieszeni.
-Gwiazdkowe prezenty –powiedziała, bo takie było hasło.
            Na fotelach siedział Ron i Harry. Obaj zajmowali się rozpakowywaniem prezentów.
-Wesołych świąt, chłopaki! –krzyknęła powracając do świątecznego humoru.
-Wesołych świąt! –odpowiedział Ron –Dzięki za te rękawice bramkarskie. Są świetne!
-Cieszę się. Twój prezent też jest cudowny! –pocałowała go z policzek. Ron spłonął rumieńcem – Nie mogłeś trafić lepiej.
-Wow, Hermiona! –odezwał się Harry. Hermiona co rok kupowała mu coś w tematyce quidditcha, że w tym roku nie wiedziała co mam mu już kupić, więc kupiła…-Doskonałe! Patrz Ron, książka o obronie przed czarną magią!
- Widzieliście Ginny? –zapytała.
-Tak. Zaraz wyjdzie.
            Usiadła na fotelu i przyglądała się swojemu wisiorkowi z napisem: Przyjaciele na zawsze .Po jakimś czasie z dormitorium wyszła Ginny. Miała na sobie zwykł, szare dresy i włosy związane w kucyk.
-Hej! Dzięki wszystkim za prezenty. –powiedziała ruda.
-Nie ma za co! –odpowiedział jej chór głosów Harry’ego, Rona i Hermiony.
-Idziemy sprzątać? –zapytała Miona.
-Czekaj. Luna powiedziała, że zaczynamy o jedenastej. Jest dopiero dziesiąta, mamy jeszcze godzinę. –odpowiedziała Ginny. – A wy chłopaki, co macie zamiar robić do wieczora?
-My? Może jakąś partyjkę szachów, co Harry?
-Pewnie. A później…czy ja wiem…wymyśli się coś.
-Lenie patentowane. –mruknęła Ginny.
            Przesiedzieli godzinę rozmawiając o duperelach. Wplótł się nawet temat Voldemorta.
-Są święta. Przestańcie o nim gadać, ok? –uciął całą rozmowę Ron.
            Powoli zbliżała się godzina jedenasta. Dziewczęta wstały, pożegnały się z chłopakami i wyszły. Przed klasą transmutacji czekała już na nie Luna Lovegood.
-Wesołych świąt! –zawołała Luna.
-Dzięki za prezenty! Są bardzo…pomysłowe. –powiedziała Ginny.
-Te amulety odstraszają czarną magię. Tata powiedział, że jak się je nosi to ma się dobry humor, szczęście i oczywiście słabe zaklęcia na ciebie nie działają.
-Super. Możemy się już zabrać do pracy? –zapytała Hermiona.
-Dobrze.
            Kilka prostych zaklęć i kurzu nie było. Hermiona machnęła różdżką, a wszystkie ławki znikły, a w rogu klasy pojawił się duży stół. Większość klasy była pusta.
Tym razem Ginny machnęła różdżką i stół nakrył się szkarłatnym obrusem, ściany z koloru szarego przerodziły się kremowe. Ze środka sufitu zwisały czerwono- niebieskie wstążki, a ich końcówki przyczepiły się do ścian.
-Dobra robota, dziewczyny, ale moim zdaniem czegoś brakuje. –powiedziała Luna. Machnęła różdżką i u sufitu zawisł ogromny pęk jemioły. –Tak będzie romantyczniej.
-Jest cudownie! –szepnęła Hermiona i we trzy wyszły.

1 komentarz:

  1. Fajy rozdzial :-) czekam na kolejny ;d

    Prawdziwahistoriadramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń