Rozdział 5.
Z samego rana, już po zakupach, Hermiona wstała
z łóżka i od razu zauważyła stos paczek prezentów. Wzięła pierwszy z brzega. Na
pudełku był napis: Dla kochanej Mionki .
Po
piśmie poznała, że prezent jest od Rona. W pudełeczku był piękny, srebrny
łańcuszek. Wisiorek był w kształcie serduszka, a na nim wygrawerowany napis:
Przyjaciele
na zawsze
Jakie to słodkie pomyślała. W drugiej paczuszce znalazła bardzo
ciekawą książkę o współczesnej numerologii od Harry’ego. Od Ginny dostała
pluszowego misia z napisem: Od zawsze, na
zawsze. Neville i Luna kupili jej wspólny prezent. Gdy go otworzyła
domyśliła się, że to Luna go wybrała. W opakowaniu leżał dziwaczny łańcuszek w
kształcie czegoś co przypominało żabę. Rodzice zaś kupili jej komplet
biżuterii.
Po
rozpakowaniu prezentów podeszła do łóżka Ginny i lekko nią potrząsnęła. Ruda
strząsnęła rękę przyjaciółki i nakryła się poduszką na głowę.
-Ginny! Wstawaj!
–powiedziała Hermiona donośnym głosem.
-A daj mi spokój…ja chce
spać…-wymamrotała Ginny.
-Musimy iść przygotować
salę do transmutacji. No chyba, że chcesz, żeby nasza sala balowa była…szara,
smutna…
-No już…daj mi dwadzieścia
minut.
Zadowolona Hermiona zabrała kosmetyczkę, ubrania i wyszła
do łazienki. W pokoju wspólnym Miona zastała śpiącego Neville’a z jakąś kartką.
Dziewczyna dyskretnie zajrzała mu przez ramię. To co zobaczyła w jakiejś strony
ją zdziwiło, a z inne nie.
Na kartce był rysunek blondwłosej dziewczyny. Miała ona
na uszach kolczyki w kształcie rzodkiewek, a za uchem zasadzoną różdżkę.
Hermiona od razu poznała ta znajomą twarz. To Luna Lovegood.
No tak, zaraz
zaczną ze sobą chodzić. Fajnie pomyślała. Dziewczyna ruszyła w stronę
dziury pod portretem, ale coś przykuło jej uwagę. Do wczorajszego ogłoszenia o
balu, doklejono jakąś karteczkę, na której napisano: Wszyscy chłopcy powinni mieć
partnerki na bal! Data została ustalona: 30 grudnia. Ja pewnie pójdę z Ronaldem. Poszła do
łazienki i ubrała się. Założyła na siebie szare rurki i zielonkawy sweterek.
Włosy rozpuściła i założyła na szyję prezent od Rona.
Wychodząc z łazienki zauważyła Malfoya, który skradał się
rozglądając na wszystkie strony, jakby się bał, że ktoś go przyłapie. Ubrany
był jak zwykle w czarny garnitur, w którym wyglądał jak zwykle sexy. Nie
przejmując się, co znowu powie gdy się
razem spotkają ruszyła w stronę pokoju wspólnego Gryfonów.
-Hermiona! Zaczekaj!
–krzyknął za nią Malfoy.
-Tak?
-Wesołych świąt!
-Wesołych. –odpowiedziała
mu grzecznie przyspieszając trochę. –O co chodzi?
-Chciałem ci coś dać.
-Jeśli jest to sok z
czyrakobulwy to się nim wypchaj.
-Nie tak ostro. Po prostu chcę
ci coś dać. –uśmiechnął się zawadiacko i wyciągnął malutką, czarną paczuszkę,
przyozdobioną czerwoną kokardą.
-Dzi…dzięki. –Hermiona nie
wiedziała jak ma zareagować. Prezent od swojego wroga?
-Nie bój się. Nie jest
zaklęty czy coś w tym rodzaju. –zapewnił ją chłopak.
Otworzyła ostrożnie pudełeczko. Jej oczom ukazała się
prześliczna bransoletka wysadzana malutkimi diamencikami. Dziewczyna otworzyła
usta z zachwytu.
-Prawdziwe. –zapewnił ją
Draco.
-Wow! Ale…ale dlaczego mi
ją dajesz? –zapytała nadal w lekkim szoku.
-Dlaczego? Jesteś moją
koleżanką z roku.
-Uważaj, bo ci uwierzę.
-Jak chcesz. Sorki, ale
muszę już lecieć. –zmierzał już w stronę lochów, gdy nagle obrócił się i
krzyknął- Pójdziesz ze mną na bal?
-Tak, pewnie.
–odpowiedziała Hermiona zanim ugryzła się w język.
-To jesteśmy umówieni!
–powiedział blondyn i już go nie było.
Co ja takiego
zrobiłam? Co ja powiem przyjaciołom? Stała tak parę minut z paczuszką i
kosmetyczką w ręku, rozmyślając co zrobiła i jak się z tego wymigać. Powoli
zaczynała dochodzić do siebie. Ruszyła do swojego pokoju. Przed portretem
Grubej Damy schowała pudełeczko z prezentem do kieszeni.
-Gwiazdkowe prezenty
–powiedziała, bo takie było hasło.
Na fotelach siedział Ron i Harry. Obaj zajmowali się
rozpakowywaniem prezentów.
-Wesołych świąt, chłopaki!
–krzyknęła powracając do świątecznego humoru.
-Wesołych świąt!
–odpowiedział Ron –Dzięki za te rękawice bramkarskie. Są świetne!
-Cieszę się. Twój prezent
też jest cudowny! –pocałowała go z policzek. Ron spłonął rumieńcem – Nie mogłeś
trafić lepiej.
-Wow, Hermiona! –odezwał
się Harry. Hermiona co rok kupowała mu coś w tematyce quidditcha, że w tym roku
nie wiedziała co mam mu już kupić, więc kupiła…-Doskonałe! Patrz Ron, książka o
obronie przed czarną magią!
- Widzieliście Ginny?
–zapytała.
-Tak. Zaraz wyjdzie.
Usiadła na fotelu i przyglądała się swojemu wisiorkowi z
napisem: Przyjaciele
na zawsze .Po jakimś czasie z
dormitorium wyszła Ginny. Miała na sobie zwykł, szare dresy i włosy związane w
kucyk.
-Hej! Dzięki wszystkim za
prezenty. –powiedziała ruda.
-Nie ma za co!
–odpowiedział jej chór głosów Harry’ego, Rona i Hermiony.
-Idziemy sprzątać?
–zapytała Miona.
-Czekaj. Luna powiedziała,
że zaczynamy o jedenastej. Jest dopiero dziesiąta, mamy jeszcze godzinę.
–odpowiedziała Ginny. – A wy chłopaki, co macie zamiar robić do wieczora?
-My? Może jakąś partyjkę
szachów, co Harry?
-Pewnie. A później…czy ja
wiem…wymyśli się coś.
-Lenie patentowane.
–mruknęła Ginny.
Przesiedzieli godzinę rozmawiając o duperelach. Wplótł
się nawet temat Voldemorta.
-Są święta. Przestańcie o
nim gadać, ok? –uciął całą rozmowę Ron.
Powoli zbliżała się godzina jedenasta. Dziewczęta wstały,
pożegnały się z chłopakami i wyszły. Przed klasą transmutacji czekała już na
nie Luna Lovegood.
-Wesołych świąt! –zawołała
Luna.
-Dzięki za prezenty! Są
bardzo…pomysłowe. –powiedziała Ginny.
-Te amulety odstraszają
czarną magię. Tata powiedział, że jak się je nosi to ma się dobry humor,
szczęście i oczywiście słabe zaklęcia na ciebie nie działają.
-Super. Możemy się już
zabrać do pracy? –zapytała Hermiona.
-Dobrze.
Kilka prostych zaklęć i kurzu nie było. Hermiona machnęła
różdżką, a wszystkie ławki znikły, a w rogu klasy pojawił się duży stół.
Większość klasy była pusta.
Tym
razem Ginny machnęła różdżką i stół nakrył się szkarłatnym obrusem, ściany z
koloru szarego przerodziły się kremowe. Ze środka sufitu zwisały czerwono-
niebieskie wstążki, a ich końcówki przyczepiły się do ścian.
-Dobra robota, dziewczyny,
ale moim zdaniem czegoś brakuje. –powiedziała Luna. Machnęła różdżką i u sufitu
zawisł ogromny pęk jemioły. –Tak będzie romantyczniej.
-Jest cudownie! –szepnęła Hermiona
i we trzy wyszły.
Fajy rozdzial :-) czekam na kolejny ;d
OdpowiedzUsuńPrawdziwahistoriadramione.blogspot.com