wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 7.


Rozdział 7.
            Następnego dnia Hermiona obudziła się strasznie obolała. Naokoło niej leżały porozrzucane ubrania. Wstała, a właściwie wywlekła się z łóżka. Zabrała jakieś ubrania i poszła do łazienki.
            Wzięła prysznic i założyła na siebie dżinsy i jakąś szarą bluzę. Włosy związała w kucyk. Zrezygnowała z makijażu, ponieważ nie chciało jej się szukać kosmetyczki.
            Wyszła i jak na nieszczęście wpadła na Malfoya.
-O Boże. –mruknęła.
-Cześć. Ładnie wyglądasz. –powiedział.
-Nie żartuj sobie.
-Ja nie żartuję. Pamiętaj o balu. –uśmiechnął się.
-Jeśli już o tym mówimy, to ja chciałam…
-Nie ma żadnego wycofywania się czy to ty chcesz powiedzieć. Rozumiemy się?
-Nie. Ja nie…
-Lalalala…-zatkał sobie uszy palcami, zamknął oczy i nucił sobie coś pod nosem. –Nic nie słyszę! Nic a nic!
            Hermiona wzniosła oczy ku górze i ruszyła przed siebie korzystając z tego, że chłopak nic nie widział. Zostawiła swoje rzeczy w sypialni i ruszyła na śniadanie. W Wielkiej Sali byli już Harry i Ron.
-Dzień dobry. –powitał ją Harry.
-Cześć. Widzę, że humor nie dopisuje. –powiedział Ron. –Idź się połóż. Przyniesiemy ci coś do jedzenia.
-Kochani jesteście, ale zostanę. –powiedziłała Hermiona. –Ale powiedzcie, jak wy to robicie, że dacie radę tak długo mieć otwarte oczy. Ja po paru sekundach zamykam.
            Chłopaki wybuchnęli śmiechem.
-Dobra, Miona weź tosta i chodź do pokoju wspólnego. Prześpisz się trochę. –powiedział Harry. –No i my też. –dodał.
            Wychodząc z Wielkiej Sali natknęli się na Ginny i Neville’a. Neville wyglądał podobnie jak Hermiona. Ginny na twarzy wyglądała najlepiej ze wszystkich.
-Widzę, Ginny, że zmieniłaś styl. Taka dresiara z ciebie. –powitał ją Harry.
-A weź przestań. Łeb mi pęka. Za dużo piwa kremowego, za dużo.
            Harry, Ron i Miona usiedli na kanapie w pokoju wspólnym Gryfonów. Hermiona siedziała pomiędzy chłopcami. Dla większej wygody położyła głowę na kolanach Ron, a swoje nogi umiejscowiła na podołku Harry’ego.
-O tak. Dobranoc. –szepnęła Hermiona i zasnęła. Obudziła się dopiero około godziny szesnastej.
            W pokoju wspólnym przez okno wpadało pomarańczowe światło zachodzącego słońca. Poczuła czyjąś rękę na policzku. Rękę Rona.Podniosła powoli głowę. Na podłodzę leżał Neville, obok niego na stosie poduszek, Luna. Hemiona pomyślała, że Neville musiał ją jakoś tu „przemycić”. Ginny wyciągnięta leżała w fotelu. Harry’ego nie było. Gdzie on się u licha podział? Wstała. O, teraz to mogę w miarę normalnie funkcjonować  pomyślała.
-Już wyspana. –zapytał Ron. Nawet nie zauważyła, że on nie spał.
-Tak. Raczej tak. –odpowiedziała. –Kurczę, jutro lekcje, a ja jeszcze nic nie mam odrobionego.
-Ja za to już. –Hermiona otworzyła szeroko oczy.-Opadła troszkę szczęka, co?
-Oj, opadła, opadła. Widziałeś może Harry’ego?
-Poszedł do biblioteki. –widząc minę Hermiony dodał- Znów opadła szczęka?
-Co się z wami dzieje?
-Nic.
            Miona wyszła po książki. Nie wróciła już do pokoju wspólnego tylko odrobiła lekcje na łóżku.
______^^^__________^^^________^^^___________^^^________^^^
Następnego dnia Hermiona wstała wypoczęta jak nigdy. Zabrała swoje rzeczy i wyszła.
-Hermiona! –zawołała za nią Ginny. –Idę z tobą.
-Już wstałaś?
-Też się zdziwiłam. Wiesz co mi wczoraj powiedział Neville?
-Co?
-Nie uwierzysz.
zdenerwowała się Hermiona.
-Luna pocałowała Neville’a.
-To było do przewidzenia.
-Już przestań z tym przewidywaniem. Przez cały czas gadasz i gadasz: to było do przewidzenia, to przecież nic nadzwyczajnego. Trochę mnie tym denerwujesz.
-Okey już, okey.
            Weszły do łazienki i zajęły osobne kabiny. Dzień, w którym trzeba było iść na lekcje, był dniem, kiedy nie można było się stroić. Obie więc założyły szare, plisowane spódnice, białe koszulowe bluzki i szare sweterki. Hermiona nie odmówiła sobie jednak lekkiego makijażu. Umalowała rzęsy i musnęła usta błyszczykiem.
            Przed łazienką czekał na nie Neville.
-Hej, Neville. Czekasz na kogoś? –zapytała Hermiona.
-Tak. Na was.
-A co takeigo zrobiłyśmy? –zapytała Ginny.
-Musicie mi pomóc. –zaczął. –Ginny ci pewnie mówiła, że Luna mnie pocałowała. A wiecie jak mi na niej zależy?
-Domyślamy się. –powiedziały obie.
-Tak, więc proszę was o radę. Co mam zrobić kiedy ją teraz zobaczę? Na śniadaniu.
-No moim zdaniem, -zaczęła Ginny. –powienieneś ją pocałować na „dzień dobry”. Tak delikatnie w policzek. Rozumiem, że już ze sobą chodzicie?
-Yyy…chyba…
-Rozumiem. Czyli zrób tak jak ci powiedziałam. Pocałuj ją jak ją zobaczysz, później może jak będziecie się rozchodzić, jak każde z was pójdzie na swoje lekcje.
-Nie, nie. –powiedziała Hermiona. – Owszem, pocałuj ją na przywitanie, ale poczekaj na jej reakcję. Jeśli się uśmiechnie czy coś, to jest dobrze. Jeśli się skrzywi to, to ją przeproś czy coś. Nie całuj się z nią tak na każdej przerwie. Pocałuj ją na „dzień dobry” i na „dobranoc”.
-Czyli mam ją całować czy nie?
-Tak. Nie. –powiedziały razem dziewczyny. „Tak” – Ginny. „Nie” – Hermiona.
-Czyli co mam robić?
-Tak jak ja ci mówiłam. –powiedziała Miona.
-Dobra, rób co ci karze Hermiona.
-„Dzień dobry” i „Do widzenia”. –powtórzył Neville i odszedł.
            Gdy chłopak zniknął za rogiem Ginny spytała:
-Jak myślisz, uda się im?
-Myślę, że tak. –odpowiedziała szczerze Hermiona.
            Ginny odprowadziła Mionę pod klasę eliksirów i odeszła na swoje lekcje. Pod klasą stali wszyscy uczniowie. Dracona wśród nich nie było.
            Po dzwonku, Snape zaprosił uczniów do klasy. Nie czekając aż wszyscy się rozpakują, rozpoczął lekcje.
-Amortencja. Bardzo silny eliksir. Eliksir miłosny. Wystarczy dodać kilka kropel tego eliksiru do jakiegoś trunku, a dana osoba zauroczy się ona w innej osobie.  Jeśli z kociołka będzie się unosił…- Snape urwał. Do lochu wbiegł Malfoy. –Proszę siadać, panie Malfoy. Będzie się unosił  perłowy blask i para ulatująca w charakterystycznych spiralach. Każdy człowiek jego zapach odczuwa inaczej. Zależy kto co lubi. Dziś postaram się uwarzyć trochę. Oczywiście w parach, tak jak siedzicie. Otwórzcie podręczniki na sto dwudziestej ósmej stronie. Tam macie składniki.
            Hermiona otworzyła podręcznik, przeczytała listę składników i pobiegła po nie. Draco w tym czasie przygotował kociołek i wagę.
-To co mam robić, szefowo? –zapytał Mionę.
-Stul pysk. –mruknęła.
-No, no, no. Panno Granger, nie ładnie. –odezwał się Draco. –Jak ty się do mnie odzywasz? –zapytał płaczliwym tonem.
-Panie Malfoy, proszę nie robić z siebie błazna. To nie wróżbiarstwo. –powiedział Snape. Kilka osób parsknęło śmiechem.
-Tak, jest sir.
            Hermiona podawała mu instrukcje jak ma coś zrobić. Kilka razy musiała po nim poprawiać. Pod koniec lekcji eliksir był gotowy. Nad kociołkiem unosiła się perłowy blask,  a para ulatywała w śmiesznym kształcie do sufitu.
-Idź zanieś to do sprawdzenia, a ja oczyszczę kociołek. –zaproponował Malfoy.
-Dobra.
            Hermiona wlała do kolbki trochę Amortencji i zniosła na biurko profesora. Snape otworzył kolbkę, powąchał eliksir i powiedział:
-Znowu idealnie. Ocena wybitna na sto procent.
            Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie i usiadła w ławce.
-Piąteczka! –zawołał Malfoy.
            Dla świętego spokoju klepnęła swoją dłonią z jego dłoń.
-Masz już sukienkę na bal?
-Nie. A co?
-Nic. Tak tylko chcę wiedzieć w czym wybiera się moja partnerka.
-Nie bój się. Postaram się nie przynieść ci wstydu. –powiedział z przekąsem. –A nie sorry, przyniosę. Jestem szlamą.
-Przestań. Nie jesteś żadną szlamą. A będziesz wyglądać pięknie, jak zawsze.
            Hermiona, chodź nie chciała, zarumieniła się. Zadzwonił dzwonek. Tłum uczniów zerwał się w miejsca. Snape próbował ich przekrzyczeć.
-Na następną lekcję, macie mi zapisać jedną rolkę pergaminu na temat Eliksiru Bujnego Owłosienia!
            Na drugim śniadaniu spotkała się z całym jej towarzystwem: Harrym, Ronem, Nevillem, Ginny, Luną.
-Ktoś mi dzisiaj uświadomił, że na trzydziestego nie mamy sukienek. –powiedziała Miona.
-A nie możemy iść w tych z naszego balu? –zapytała Luna.
-Luna, to nie zrobi już takiego zrażenia na chłopakach. –powiedziała Ginny. – Idziemy do Hogsmeade jutro po lekcjach.
            Hermionę znów zapiekło w gardle. Muszę powiedzieć o tym Ronowi, bo biedak będzie musiał iść sam.
-Ron, musimy pogadać. –zaczęła. –W cztery oczy.
-Yyy…dobra. –powiedział zmieszany Ron.
            Odeszli dość daleko od stołu Gryfonów, tak by nikt ich nie usłyszał.
-Muszę ci coś powiedzieć.


3 komentarze:

  1. Fajne ;d tylko przy nastepnych rozdzialach uwazaj na powtorzenia ;)
    Czekam na nastepny ;*

    http://prawdziwahitoriadramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prawej stronie zawsze pisze. 25 maja następny ;D

    OdpowiedzUsuń