sobota, 25 maja 2013

Rozdział 8.


Rozdział 8.
-Co się stało? –zapytała Ginny kilka minut później. –Ron chodzi taki przygaszony. Co jest?
            Hermiona nabrała powietrza w płuca.
-Nie idę z Ronaldem na bal. –wykrztusiła.  –Idę z kimś innym.
-No co ty? Z kim?
-Nie mogę powiedzieć.
- Nie bądź taka! –nalegała Ginny. Hermiona pokręciła stanowczo głową. –I tak się dowiem na balu.
-Ron coś mówił? –zapytała Miona. To jej przyjaciel, więc to jasne, że się o niego martwiła.
-Nic. Słowem się nie odezwał. Zabrał torbę i poszedł gdzieś.
-O Boże.
-Przestań. Nic mu nie będzie, jeśli o to ci chodzi.
            Tak, o to, a niby o co innego. Zadzwonił dzwonek. Hermiona pobiegła na ostatnią lekcję w tym dniu, zielarstwo. Ubrała się ciepło i wyszła. Pod szklarnią była pierwsza. Czekała piętnaście minut na profesorkę.
            Na zielarstwie zarobiła trzydzieści punktów. Dla Hermiony to codzienność. Po lekcjach czekały ją zakupy. Poszła się ubrać. Na tablicy ogłoszeń, w pokoju wspólnym wisiało nowe ogłoszenie:
Na balu, ciało pedagogiczne będzie wybierało króla i królową balu, wicekróla i wicekrólową. Wyniki podamy około godziny dwudziestej czwartej.
            Owinęła się szczelnie szalikiem i założyła płaszcz.
-Idziemy? –zapytała Luna.
-Chodźmy. –powiedziała Ginny, która właśnie nadeszła.
-Dlaczego Ron jest taki smutny? –zapytała Luna. – Spotkałam go gdy szłam tu. Przywitałam się z nim. Nic mi nie odpowiedział.
-Jest smutny, bo… nie idę z nim na bal. –odpowiedziała Hermiona.
-Dlaczego?
-Idę z kimś innym. I proszę mnie już nie pytać. Uwierzcie, chciałabym iść z Ronem, ale obiecałam to komuś innemu.
-Dobrze. Wiecie, że gdy wychodziłam, Neville mnie pocałował w policzek?
-Naprawdę?
-No. Ja też się zdziwiłam. Zawsze był taki nieśmiały…
            Reszta drogi minęła na opowiadaniach Luny o chłopakach. Pod koniec podróży blondyna sprowadziła rozmowę na temat magicznych stworzeń.
-Luna, żaden wiekot liściasty nie istnieje. –oburzyła się Miona.
-Ależ istnieje. Tatuś raz spotkał jednego w Europie Zachodniej. To niewielkie, latające stworzenia. Rozpiętość skrzydeł to zaledwie trzydzieści centymetrów. Mieszkają na drzewach i …
-Luna, one naprawdę nie istnieją. –powiedziała Ginny.
-Och. –powiedziała Luna. Wywróciła oczami i szła dalej.
            Dotarły już do sklepu. Z wystaw sklepowych znikły już świąteczne dekoracje. Widać było tylko samo odpalające się sztuczne ognie. Weszły do sklepu Madame Malkin. Pełno w nim było uczniów, a w szczególności uczennic. Gwar był okropny. Trudno było usłyszeć swoje myśli co dopiero słowa swojej koleżanki. Każda przeglądała  sukienki dla siebie. Wśród nich Hermiona dostrzegła Pansy Parkinson. Znalazła dla siebie szmaragdową sukienkę i czarnym pasem na brzuchu.  
            Naokoło chodziły modelki ubrane w suknie balowe. Były naprawdę śliczne: różowe, fioletowe, blado niebieskie, czerwone. Różnego rodzaju.
            Dziewczyny nie mogły się na nie napatrzeć.
-Dziewczyny, szalejemy! Bierzemy jak najwięcej  sukienek. Przymierzamy, wybieramy i kupujemy. –krzyknęła Ginny.
-Okey. –zgodziła się Hermiona.  Rozbiegły się w różne strony.
            Luna znalazła sukienkę w kolorze szmaragdu, zieleni i koloru niebieskiego. Na wierzchu nakryta była szamaragdowym materiałem,  a pod spodem materiał układał się bardzo grubo w kolorach niebieskich i zielonych.
 Hermiona wykryła w głębi sklepu kremową sukienkę, marszczaną od pasa w dół. Na piersiach była zdobiona małymi diamencikami.
 Ginny wybrała sukienkę w kolorze fioletu. Do bioder była był dopasowana do ciała, a od bioder w dół bardzo była rozłożysta. Suknia na piersiach i niżej była ozdobiona srebrnymi koralikami.
            Wymaszerowały w przebieralni i stanęły naprzeciw siebie.
-O! –we trzy pisnęły cicho.
-Wyglądcie przecudnie! –powiedziała Luna. –Jakie śliczne kolory.
-One sa piękne, ale nie uważacie, że mi jakoś nie ładnie w fiolecie? –zapytała Ginny.
-Ginny, wyglądasz przepięknie! –obok nich pojawiła się Katie Bell. Sama miała na sobie pomarańczową sukienkę. Na biuście marszczona, a niżej zwiewna, prosta.
-Dzięki, Katie. Twoja też jest doskonała.
-Prosta, ale mnie też się podoba.
            Dziewczęta pobiegły szukać innych sukienek. Te, które miały na sobie, odłożyły na bok.
            Hermiona już dopadła sukienkę, w której się zakochała. Krojem była podobna do pierwszej sukinki Ginny. Bordowo- czerwona ze srebrnymi pasami w talii i na biuście.
            Luna znalazła niebieską sukienkę z bołyskiem.
-Na Merlina! –szepnęła Luna.
-Luna, coś się stało? –zapytała Herrmiona.
-Nie nic.
            Rudowłosa miała już w rękach brązową sukienkę pomarszczonę poniżej linii bioder.
            Hermiona pierwsza wyszła z przymierzalni.
-Ślicznie wyglądasz. –szepnął jej do ucha znajomy głos.
            Odwróciła się. Za nią stał Dracon Malfoy. Musiał sobie kupować nowy garnitur, bo naokoło niego latały różnego rodzaju miarki, centymetr krawiecki.
-Co ty tu robisz?
-To samo co ty. Tylko z jednym małym wyjątkiem. Ja nie kupuję sukienki tylko garnitur.
-Garniturów nigdy za wiele.
-Tak mam ich sporo. Mam do nich słabość.-uśmiechnął się. –Widzę, że mamy już królową balu. Pięknie wyglądasz.
-Spadaj stąd. Jeszcze cię ktoś zobaczy ze mną. –popchnęła go.
-Miona? Z kim rozmawiasz? –usłyszała głos Ginny.
-Ja? Z nikim. –odpowiedziała. –Wynoś się i to już! –dodała do Dracona.
-Dobrze kochanie. –ostatnie słowo powiedział trochę  głośniej.
-Sza! –zdenerwowała się Hermiona.
            Kątem oka dostrzegła, że Pansy obserwuje ją. Wyglądała jak rozwścieczony mops.
            Z obu pozostałych przebieralni wyszły jej przyjaciółki. Luna wyglądała ślicznie, z resztą tak samo jak Ginny.
-Nie ten kolor mi nie leży. Widziałam gdzieś taką czerwoną suknie. Przymierze ją. –powiedziała Ginny i zginęła w tłumie dziewcząt szukających odpowiednich sukni.
-Wiem z kim rozmawiałaś. –oznajmiła wesoło Luna.
-Ja z nikim nie rozmawiałam. –wyparła się Hermiona.
-Z Draconem.  Z Draconem Malfoyem. –powiedziała blondyna. –Poznałam go. Każdy ma innego kwarca. To taki duszek, który się ukrywa. Są różne. Ten powiedział mi, kim jest ten, z którym rozmawasz.
-Ale…
-Nie kłam.
-Nie mów o tym nikomu. –poprosiła Miona.
-Dobrze. Czego on chciał?
-Yyy…no…idę z nim na bal.
-Żartujesz?
-Nie. –przyznała. –Wtedy, kiedy mnie zaprosił, ja nie myślałam co robię. Dał mi prezent…
-To ten naszyjnik? Taki piękny i bogaty?
-Tak, to ten.
-Wiedziałam, że musi być od nigo.
-Wiedziałaś, że to od niego? Skąd?
-Nie trudno się było domyślić.
            Hermiona pomyślała trochę, a potem zapytała:
-Myślisz, że dobrze robię idąc z nim na bal?
            Zapadła chwila milczenia. Luna zamyśliła się.
-Myślę, że będziemy pewni później, ale na dzień dzisiejszy, raczej dobrze. Gdybyście byli parą dużo byś ryzykowała. Ma rodziców, którzy wolą czystej krwi czarownice…
-Ja nie zamierzam z nim być! –krzyknęła Hermiona. Kilka dziewcząt spojrzało się w ich stronę.
-A może on zamierza?
-Nie denerwuj mnie. Chodźmy lepiej wybierać sukienki.
            Brązowooka znalazła sukienkę, kolorem podobną do pierwszej sukienki, którą przymierzyła, z tym wyjątkiem, że ona nie była marszczona. Luna wróciła z zielonkawą suknią, na którą narzucono czarny, koronkowy materiał. Ginny tak jak powiedziała przymierzyła czerwoną sukienkę.
            Nadszedł czas wyboru tej jedynej. We trzy zastanawiały się bardzo długi czas. Luna zdecydowała się pierwsza. Kupiła zieloną, którą przymierzała jako trzecią. Hermiona natomiast wybrała kremową, również przymierzała ją jako trzecią. Ginny nie wiedziała, którą ma wziąć: czy czerwoną czy fioletową. Stanęło na tym, że kupi fioletową.
            Obkupione wróciły do Hogwartu. W Sali Wejściowej ktoś siedział pod ścianą . To Ron. Nie był sam. Obok niego siedziała jakaś blondyna. Była to Susan Bones, Puchonka siódmego roku.
-Cześć dziewczyny! Jak po zakupach? –zapytał Ron. Był już w dobrym humorze, można by nawet powiedzieć, że był trochę wstawiony. –Wiecie z kim idę za bal? Nie wiecie?
-Ron, ty jesteś pijany! –wrzasnęłą Ginny. –Wywalą cię ze szkoły! Co matka powie?
-Idę z Susan. –oznajmił Ron.
-Dziewczyny zanieście torby. Ginny, weź moją. –oznajmiła Hermiona.
            Dziewczyny posłusznie wzięły torby z zakupami i wyszły.
-Susan, mogłabyś nas zostawić samych? –zapytała Hermiona.
-Jasne.
            Hermiona poczekała aż Susan zniknie za rogiem. Potem odwróciła głowę w stronę Rona i wrzasnęła:
-Ty  durniu! Wiesz co narobiłeś?
-Bigosu? Hahaha…-odpowiedział Ron i usnął.
            Dziewczyna potrząsneła nim energicznie aż się obudził.
-Ty ruska pierdoło, wywalą cię ze szkoły jak nic! To przez twoją głupotę! Kretynie! –Hermiona pociągnęła go za koszulę. Zaprowadziła go do dormitorium i przekuła zaklęciem do łóżka.
________________________________________________________________________
Data następnego rozdziału napisana jest po prawej stronie :3

4 komentarze:

  1. Super <3 Weszłam na tw bloga przez przypadek tak z ciekawości ale mi się strasznie spodobał <3 <3 Nie moge doczekać się kolejnego rozdziału :3
    WENY :*
    ps zapraszam też do mnie :) http://dramiona-na-zawsze-razem.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne ;d Aż się roześmiałam przez ten "bigos" ;d Jakbyś mogła to nie podkreślaj na biało, trochę to drażni ;p
    Treść fajna, ciekawe co będzie na balu ;d
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    http://prawdziwahistoriadramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy u was też jest takie coś białego na tekście. Nie moge tego usunąć. Przepraszam jeśli u was też tak jest

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie o tym pisalam ;p wejdz w edytor tekstu, tego rozdzialu i tam na gorze gdzie wybierasz czcionke, wstawiasz obrazy i takie sprawy jest taka literka podkreslona jakims kolorem u cb bd to pewnie bialy. Zmien to ns fiolet czy cos zeby bardziej pasowalo ;)

      Usuń