Rozdział 29.
Blondyn wstał chcąc zrobić śniadanie
swojej narzeczonej, ale jej już nie było w łóżku. Usłyszał jak ktoś wchodzi po
schodach.
-Wstałeś
już? –zapytała Miona. –Dziś to ja zrobiłam ci śniadanie. Chociaż…zjemy oboje.
-Wyspałaś
się? Ja mogłem zrobić śniadanie. Ty wyspałabyś się chociaż.
-O
mnie się nie martw. Idę dopiero na dziesiątą.
-Ale
i tak mogłabyś sobie pospać. Ja bym…
-Jesteś
dla mnie stanowczo za dobry, Draco. Takich facetów to tylko z Lumos na końcu różdżki szukać.
-No
wiesz…-powiedział Draco zarumieniony. –Staram się jak mogę…
-Staraj
się tak dalej to stanę się rozpieszczona jak małe dziecko. Dobra jemy
–powiedziała gdy spostrzegła rzucone ukradkiem spojrzenie Dracona na tacę z
jedzeniem.
Usiedli na łóżku, postawili tacę
między sobą i zaczęli jeść- dokładnie, to Draco jadł, a Hermiona go karmiła.
-Co
masz zamiar robić przez resztę dnia? –zapytała Miona, gdy taca była prawie
pusta.
-Hmm..
zapomniałem ci powiedzieć. Mam umówione spotkanie w sprawie pracy u Gringotta.
-Ale
przecież…
-Tak,
wiem. Miałem pracować gdzie indziej, ale cóż. Tak to bywa. –powiedział. –To
chyba nawet lepiej.
-Dlaczego?
-Bo
będę musiał często wpadać do Ministerstwa. Knot chce mieć wszystkie papiery.
Nie życzy sobie, by mu je przesyłano pocztą. Twierdzi, że w tych czasach, w
których ludzie Czarnego Pana grasują po ulicach, ktoś może przechwycić sowy.
-Powodzenia!
Ej…ale to by znaczyło, że nie będzie już kolacyjek? –zapytała zawiedziona
Hermiona.
-Nie
wiadomo.
*
- I
jak? Przyjęli cię? –zapytała podniecona Hermiona.
-A
jak myślisz? –zapytał Draco bez cienia uśmiechu na twarzy.
-Nie
przyjęli cię? –zdziwiła się.
-Przyjęli,
przyjęli. –uśmiechnął się. –Nie wierzysz we mnie?
-Bezgranicznie
w ciebie wierzę!
-Co
na kolację? –zapytał Draco masując sobie brzuch.
-Kanapki.
Bardzo się denerwowałam tą twoją rozmową.
-Liczyłem
na coś ciekawszego, ale z twoich rąk zjem wszystko. Nawet truciznę.
Poprowadziła go do salonu. Po chwili
przed nimi pojawił się wielki talerz z kanapkami.
-O
której zaczynasz pracę?
-Jeden
goblin powiedział, że Knot chce mieć raport na szóstą więc około piątej
wychodzę.
-Tak
wcześnie?
-Niestety.
A ty o której zaczynasz?
-O
ósmej.
Kończyli kolację, gdy ktoś zapukał
do drzwi. Miona zerwała się z krzesła i poszła otworzyć. Zobaczyła blondwłosą
kobietę. Miała podkrążone oczy, na sobie miała czarny płaszcz i ubłocone buty.
Była to Narcyza Malfoy.
-Dobry
wieczór. –wyjąkała Hermiona, zdziwiona ta wizytą.
-Witaj.
Zastałam Dracona?
-Tak,
oczywiście. Proszę za mną. –poprowadziła Narcyzę do salonu.
-Zostawiłem
ci trochę…-otworzył szeroko oczy gdy zobaczył swoją matkę- kanapek…mamo co ty
tu robisz?
-Och,
Draco! –rzuciła się chłopakowi na szyję. –Jak ja się martwiłam! Nie wiedziałam
gdzie jesteś, co się z tobą dzieje! Ojciec udaje, że nic się nie stało. Nie pozwalał
mi nawet wysyłać do ciebie sowy. Ale jesteś dzięki Bogu cały i zdrowy.
-Mamo,
co ty tu robisz?- zapytał po raz drugi Draco.
-Chciałam
cię zobaczyć, porozmawiać…
-To
ja może wyjdę. –oświadczyła Hermiona.
-Zostań.
Nie mam przed tobą żadnych tajemnic.
-Ale…
-Tak
Hermiono, zostań.
Hermiona usiadła na kanapie chcąc
jak najmniej być widoczną. Draco i jego matka siedzieli przy stole. Za oknem
padał deszcz, zbierało się na burzę. Narcyza siedziała nieruchomo przez dobrych
kilka minut, wciąż trzymając rękę syna.
-Bardzo
się cieszę, że masz już dziewczynę, masz dom, ale czy to nie za wcześnie? Masz
niecałe osiemnaście lat. Owszem, jesteś pełnoletni, ale dla mnie jesteś za
młody by zacząć samodzielne życie, z dala od rodziców. Nie myśl też sobie, że
mam coś do twojej dziewczyny- tu skinęła głową na Hermionę.- Już od dawna
przestała mi przeszkadzać osoba pochodząca z rodziny mugoli.
-Dokładnie
to po co tu przyszłaś, mamo? –wałkował wciąż to samo pytanie Dracon.
-Może
wróciłbyś do domu…do mnie…do ojca?
-Nie!
Nie zamierzam wrócić do domu, przesiąkniętego czarną magią! Nie interesuje mnie
kariera śmierciożercy!
-Nikt
nie mówi, że musisz iść w ślady ojca. Będziesz bezpieczny w domu. Ze mną.
-Ja
bez Hermiony nigdzie nie idę! –Wstał i usiadł obok dziewczyny obejmując ją.
–Oświadczyłem się jej mamo. –Narcyza zakryła sobie usta dłonią.
-Draco,
jak ojciec się dowie…
-Nie
obchodzi mnie zdanie tego mężczyzny! –wybuchnął blondyn. –To już nie jest mój
ojciec!
-Nie
mów tak. –pisnęła kobieta.
-Czego
mam nie mówić? Prawdy?
-Draco
uspokój się. –powiedziała Hermiona, bo Draco zerwał się z kanapy.
-Dobrze
Draconie, mieszkaj sobie tutaj, ale nie odwracaj się ode mnie. Jestem twoją
matką i wcale nie jest mi obojętne jak żyje mój jedyny syn. Chcę, żeby był
szczęśliwy.
-Jestem
szczęśliwy.
-Wyprowadzę
się od niego, zamieszkam gdzieś na Pokątnej…
-Może
pani zamieszkać z nami. –oznajmiła Miona, a Narcyza spojrzała na nią ze
zdziwieniem.
-Co?
-No…jeśli
pani chce się wyprowadzić od męża…to może pani zamieszkać tutaj.
-Źle
cię oceniałam Hermiono. Jesteś jednak miłą dziewczyną godną mojego syna
–posłała miły uśmiech do Miony i ku zdziwieniu Dracona, po chwili obie przytulały
się do siebie.
Dziwne
są kobiety, niech skonam. pomyślał Draco.
*
Dzień był duszny. Słońce
niemiłosiernie świeciło. Temperatura wynosiła około 35o C. Hermiona
leżała na kocyku z okularami przeciwsłonecznymi w bikini i opalała się. Draco siedział bez
koszulki na leżaku obok, oglądając prawie nagie ciało dziewczyny. Chłopak z
nudów liczył jej pieprzyki. Oboje starali się nie myśleć o jutrzejszym pójściu
do pracy.
Rozległo się skrzypienie furtki.
Hermiona spojrzała w tamtą stronę i podniosła okulary. Na chodniku stała
czarnowłosa dziewczyna. Była szczupła i wysoka. Włosy sięgały jej do samych bioder. Miała na sobie czarną
miniówkę i różowy top. Paznokcie świeciły jaskrawym różem.
-Cześć.-uśmiechnęła
się dziewczyna odsłaniając perliste, białe zęby. - Jestem Emma White. Mieszkam
tu, niedaleko. W tym białym domu. –wskazała na dom, który znajdował się
dwieście metrów dalej. –Jestem córką
tych państwa.
-Cześć.
Miło mi, Draco jestem. –powitał ją blondyn uśmiechając się zawadiacko.
-Mama
pyta, czy nie macie może pożyczyć trochę cukru? Robi ciasto, a zabrakło jej
trochę.
-Jasne.
Chodź, zaraz ci dam. –oznajmił ochoczo Draco.
-A
nie, nie, nie. Ja pójdę. I tak miałam iść po sok. –powiedziała Hermiona i
szybko poprowadziła dziewczynę do kuchni.
Draco uśmiechnął się do siebie i
usiadł na leżaku.
-Twój
chłopak? –zapytała Emma, Hermionę.
-Tak.
Narzeczony. –burknęła.
-Wow.
Masz szczęście. Fajnie byłoby mieć takie ciacho w domu. –Hermiona starał się
jej nie słuchać. Szukała w szafce cukru myśląc o czymś inny.- Mój ostatni
chłopak był nudny jak flaki z olejem. On
jest strasznie przystojny. Ma ładny uśmiech, słodziutki. A bez koszulki
wygląda jak grecki bóg, nie uważasz? Mam dopiero dziewiętnaście lat, ale
chciałabym żeby mi też się już ktoś oświadczył. Najlepiej, żeby ten Draco, ale
byłaś szybsza. No…-przyjrzała się uważnie Hermionie.-ładna też
jesteś…-mruknęła, ale można było spodziewać się, że doda: „Ładna, ale nie tak
jak ja. Draco zasługuje na ładniejszą dziewczynę”. –W łóżku pewnie też jest
niezły? Ja to bym…o dzięki. –powiedziała, bo Miona wcisnęła jej szklankę cukru
w rękę.
-Trafisz
do wyjścia?
-Tak.
Dzięki wielkie. Fajnie się gadało.
-Mnie
również. –mruknęła Hermiona.
Sięgnęła jeszcze po wodę gazowaną i
wyszła w domu. Przed domem stała Emma i Draco rozmawiając o czymś. To co
powiedział Draco, musiało być bardzo śmieszne, bo Emma co chwila wybuchała
perlistym śmiechem.
-Draco
sprawdź czy nie ma cię w kuchni. –szepnęła do ucha blondynowi.
-Jasne.
Przepraszam Cię, ale chyba telefon dzwoni. –zwrócił się do czarnowłosej
dziewczyny i odszedł.
-Emmo,
czy przypadkiem nie spieszysz się do domu? Twoja mama chyba piecze ciasto,
prawda?
-Racja.
Do zobaczenia.
-Mam
nadzieję, że już nie. –mruknęła Hermiona.
Draco wyszedł z domu i odprowadził
wzrokiem dziewczynę. Hermiona spojrzała na niego z wyrzutem.
-CO?
-Nic.
Ona cię podrywa, a ty jej się dajesz! Ot co.
-Ja?
Gdzie tam. Ale miła dziewczyna, prawda?
-Milusia.
Jak byłyśmy w kuchni to strasznie cię chwaliła. Mało brakowało, a zaraz
zaplanowałaby wasz ślub!
-Przestań.
Może zaprosimy Emmę na kolację? –zapytał, ale Hermiona prychnęła i usiadła na
leżaku. –To teraz ja się trochę poopalam…
*
-Draco?
-Co?
–Draco leżał na łóżku obok Hermiony, na plecach.
-Czy
ty przypadkiem nie jesteś za mocno opalony. –powiedziała Miona przyglądając się
jego plecom.
-Nie,
a co?
-Nic.
Tak się pytam. A obróć się na plecy.
Posłusznie się obrócił.
-AUU!
–wstał. –Ale boli!
-Wiedziałam.
–zachichotała.
-Czego
się cieszysz? Twój narzeczony cierpi!
-Idź
do Emmy, ona na pewno ci pomoże! –wyjrzała przez okno. –O hipogryfie mowa.
–ulicą właśnie szła Emma z siatką napełnioną pieczywem. Zaglądała przez płot na
podwórko. –Idzie, wredna małpa.
-Odczep
się od niej! Nic ci nie zrobiła.
-Owszem,
zrobiła. Próbowała mi odbić chłopaka.
-Ja
jej nie chcę. Jest ładna, nawet bardzo, ale mam ciebie. Kocham cię. Nie
zamierzam szukać innej. Jestem szczęśliwy z tobą i kropka.
-Takiej
deklaracji potrzebowałam.
-Przytul.-podeszła
do Dracona i przytuliła go do siebie. Chłopak odskoczył od niej. –Boli…
-Chodź,
Mionka pocałuje…
__________________________________________________________________________________________________________________________________
Jak się podoba? Następny rozdział w sobotę //AUTORKA
O jeny ale boskie <3 Będę zaglądać tu częściej ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;)
http://harrypottertujulia.blogspot.com/
Świetny rozdział:D Czekam na więcej !: )
OdpowiedzUsuńJakie cudoooo :** No ale co ja się dziwie każdy rozdział jest boski *.*
OdpowiedzUsuńŚwietne! <3
OdpowiedzUsuńAww, szkoda że w sobotę mnie nie będzie, ale co tam! Zajebiste opo :)))
OdpowiedzUsuńsuper! poprzednie rozdziały przeczytałam na raz! :D
OdpowiedzUsuńa teraz zapraszam do mnie :) może nie jest to związane z HP ale mam nadzieję, że się spodoba :)http://dziecko-mrok.blogspot.com
Rozdział jest mega ;3 Jak zawsze ^^
OdpowiedzUsuń