Rozdział 31.
Tydzień
później Hermiona leżała chora w łóżku. Nabawiła się kataru. Emma od czasu do
czasu pukała do drzwi, ale nikt jej nie otwierał. Draco właśnie napisał list do
swojego szefa, z prośbą o tygodniowy urlop.
-Draco,
nie musisz tego robić…
-Kochanie,
ja chcę. Kto się tobą będzie opiekował?
-Dam
sobie radę.
-Tak,
wierzę. Nie opuszczę cię w zdrowiu i w chorobie i tak dalej…
-To
tylko katar. Pojadę do Świętego Munga, przepiszą mi jakiś eliksir i tyle.
-Ja
zostanę.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak
i kropka.
-Tobie
do łba nikt nie przemówi.
-Zgadza
się. –uśmiechnął się. –O nie… znowu?
-Co?
-Posłuchaj.
Z podwórka pobiegał głos Emmy.
-Draco!
Upiekłam ciasto. Chcesz spróbować?
-Ile
można? Że jej się nie znudziło.
-Ja
mam dosyć. –powiedział Draco. –Ja się zaraz zabiję.
-Spokojnie.
Zaraz sobie pójdzie. –owinęła się kocem i podeszła do okna. Otworzyła je na
oścież i krzyknęła. –Emmo!
-Hermiono
co ty robisz?
-Tak,
Hermiono?
-Jeśli
jeszcze…aapsiik…raz, przyleziesz pod nasz dom, to…aapsiik…przyrzekam, uduszę cię
jędzo. Gołymi rękoma! Wypatroszę cię!
-Dobrze
się czujesz? –zapytała Emma.
-Jeśli
zejdziesz mi z oczu, to będę się czuła wręcz znakomicie!
-Hermiono,
do łóżka! Natychmiast! –zarządził Draco.
-Tylko
się na niej wyżyję!
-Nie!
Do łóżka! Leż i się nie ruszaj. –zamknął okno i popchnął ją na łóżko. –Co w
ciebie wstąpiło?
-Psychiczna
jest!
-Wiem,
że ona jest psychiczna, ale to nie powód, żeby jej grozić wypatroszeniem!
-Wiem.
Już nie będę. Przyrzekam.
-Mam
nadzieję.
*
Przez następny miesiąc nie było
żadnych nieprzyjemnych rozmów z Emmą, bo wcale już nie przychodziła pod ich
dom. Pewnego dnia, gdy Hermiona miała wolne od pracy, a Draco miał za dwie
godziny, ona zapukała do drzwi.
-Kto
tam? –zapytała Hermiona.
-Emma.
-O
nie.
-Proszę
otwórz. Chce cię przeprosić.
-No…dobra,
właź.
Poprowadziła ją do salonu. Emma
usiadła i zaczęła mówić.
-Bardzo
cię przepraszam. Głupia byłam, ale już się opamiętałam. Mam nawet chłopaka!
-Cieszę
się.
-Ma
na imię Matthew. Matthew Lewis (xD).
-Miło.
-Pozwól,
że zrobię coś do picia.
-Nie
ja zrobię. Kawy, herbaty, soku?
-Nie.
Ja zrobię ci mój popisowy koktajl.
-No,
dobrze. Znajdziesz wszystko?
-Dam
sobie radę.
Po kilku minutach Emma wyszła z
kuchni z dwiema szklankami. Jedną podała Hermionie. W środku był pomarańczowy
sok z czerwonymi smugami. Na górze szklanki siedział kawałek truskawki.
-Smacznie
wygląda. –pochwaliła Miona.
-A
jak smakuje. –Emma uśmiechnęła się.
Hermiona upiła łyk ze swojej
szklanki. Poczuła słodki smak malin i trochę kwaskowaty smak pomarańczy.
-Pycha.
-Cieszę
się że ci smakuje.
Nagle Hermionie zakręciło się w
głowie. Zrobiło się strasznie duszno.
-Co…co
się…dzieje? –wydyszała.
-Nic,
kochana tylko wreszcie Draco będzie mój.
I wyszła. Hermiona opadła na
podłogę. Zaczęła się dusić. Złapała się na gardło. Piana wypływała jej z ust.
Poczuła, że zaraz umrze.
*
Co
za męczący dzień. Mam nadzieję, że Hermiona zrobiła coś do jedzenia
pomyślał Draco gdy deportował się przed dom. Wszedł do domu.
-Hermiono!
Jest coś do zjedzenia? Oprócz ciebie! –wszedł do salonu. –Hermiono? O
Boże…Hermiono? Hermiono!
Na podłodze leżało ciało Hermiony. Z
ust wypływała jej piana. Oczy miała otwarte i nie mrugała.
Pierwsze co przyszło do głowy
Draconowi to to, że ona nie żyje. Potem zauważył stojącą obok niej szklankę.
Szybko podniósł ją i powąchał. Wyczuł coś niepokojącego, co na pewno nie było
malinami i pomarańczą.
Podniósł szybko Hermionę na ręce,
złapał szklankę z sokiem i teleportował
się do Świętego Munga. Dzięki Bogu recepcjonistka była wolna i od razu wezwała
uzdrowicieli.
Natychmiast przybiegło trzech
uzdrowicieli.
-Zatrucie…-mruknął
jeden z nich, o blond włosach. –Czym się zatruła? –zapytał Dracona.
-Yyy…tym.
–podał mu szklankę z koktajlem. –To leżało przy niej.
-Niech
pan tu zostanie. –położyli Hermionę na niewidzialnych noszach i zawieźli gdzieś
windą na górę. –Pani Evanno- zwrócił się do recepcjonistki- proszę zebrać dane
na temat tej pacjentki.
Wyjęła podkładkę do notowania i
kazała Draconowi usiąść. Chłopakowi strasznie trzęsły się ręce.
-Jak
ma pan na imię? –zapytała Evanna.
-Yyy…nie
wiem…-powiedział blondyn. Z nerwów pozapominał wszystkiego. –Co jej się stało?
Przeżyje?
-Nie
wiem. Dowie się pan później. Teraz nich mi pan odpowie na pytania. Jak ma pan
na imię?
-Yyy…Draco…chyba
Draco Lucjusz Malfoy.
-Data
urodzenia?
-5
czerwca 1980
-Miejsce zamieszkania?
-Norwich
dwanaście.
-Imię
i nazwisko dziewczyny?
-Hermiona
Jean Granger.
-Data
urodzenia?
-19
września 1980.
-Miejsce
zamieszkania?
-Norwich
dwanaście.
-Dziękuję.
To wszystko.
-Proszę
pani, kiedy będę mógł ją zobaczyć?’
-Na
razie badają ją lekarze.
*
Chłopak starał się nie myśleć o
najgorszym. Hermiona musi przeżyć! Pięć
godzin później jeden lekarz –ten, który zabrał Hermionę- podszedł do
recepcjonistki. Draco podbiegł do niego.
-Co
z Hermioną? Mogę ją zobaczyć.
-Kim
pan jest?
-Jestem
jej narzeczonym.
-Oczywiście.
Proszę tylko za długo nie siedzieć. Jej stan jest ciężki, nawet bardzo. Leży na
czwartym piętrze. Sala numer dwa.
-Dziękuje.
Draco pojechał windą na czwarte
piętro. Odszukał salę numer dwa, a w niej było tylko jedno łóżko. Sala była
spora. Hermiona miała łóżko pod oknem. Naokoło niej wisiały jakieś rurki,
kabelki przyczepione do jej ciała.
-Hermiono…-szepnął.
Podstawił sobie krzesło i złapał ją za rękę.
Co
jeśli ona nie przeżyje? Jeśli ta trucizna za długo w niej siedziała? Nie.
Ona przeżyje! Jeszcze dożyjemy sędziwego wieku. Ale to była silna trucizna. I co z tego?! Wyleczą ją. Musisz się liczyć z taką ewentualnością.
Kłócił się sam z sobą. Około godziny
pierwszej w nocy przybyli rodzice Miony.
-Oj.
–pisnęła pani Granger i podbiegła do swojej córki.
-Witaj,
Draconie. –powitał go ojciec Hermiony. –Co z nią?
-Lekarz
powiedział, że jest w ciężkim stanie. Ktoś dosypał jej trucizny…leży tak.
-Cały
czas tu jesteś?
-Tak.
-Idź
się prześpij. My tu zostaniemy.
-Nie.
Zostanę tu z nią. –wstał z krzesła. –Może pani usiądzie?
-Dziękuję.
–powiedziała pani Granger. –Ale kochanie, idź prześpij się. Napiszemy do ciebie
jak coś.
-Ale…
-Idź.
-Dobrze…ale
proszę mnie natychmiast poinformować jakby…
-Oczywiście.
Idź.
*
Draco wrócił do domu i usiadł na
krześle. Oparł głowę na rękach. Pomyślał, że jej przyjaciele powinni wiedzieć
co się stało. Wyjął kartkę pergaminu, kałamarz i pióro. Zastanowił się przez
chwilę i zaczął pisać:
Hermiona jest w szpitalu. Zatruła się.
Jej stan jest poważny. Bardzo. Musi mieć spokój. Leży na czwartym piętrze w
Sali numer dwa.
Draco
Malfoy
Ten
sam tekst przepisał trzy razy: do Ginny,
Harry’ego i Rona. Wyjął sówkę z klatki.
-Słuchaj
uważnie. –zwrócił się do ptaka. –Zaniesiesz te liściki do Pottera i dwójki
Weasleyów: Ginny i Ronowi. Rozumiesz? –sówka zahuhała. –To dobrze. Leć.
Czekał aż sówka całkowicie zniknie
mu z oczu, a potem rzucił się na łóżko. Nie spał tej nocy. Ciągle myślał o
Hermionie. Czy mogę ją stracić?
______________________________________________________________________________________________________________________________-
następny rozdział w środę
świetne świetne <33 ;)) Nie mogę się doczekać nast. rozdziału ! :D
OdpowiedzUsuńhttp://hogwart-teddy-alice.blogspot.com/ << U mnie już jest nast. część 1 rozdziału :D
Nominowałam cię do Liebster Award :) Więcej informacji u mnie.
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Award pytania znajdują sie tutaj: http://fromhatetoloveonestep.blogspot.com/2013/07/liebster-award.html ;)
OdpowiedzUsuńdopiero w środę? :c
OdpowiedzUsuń*u* już 3 nominacje dostałam :) //AUTORKA
OdpowiedzUsuńPrzyczepię się. Napisałaś, że Drako urodzony jest w czerwcu a Hermiona we wrześniu. Jest to niemożliwe, jako iż w 6 części HP, kiedy miały odbyć się egzaminy na teleportację Hermiona mogła do nich podejść a Drako nie, ponieważ był za młody (egzaminy można było zdawać tylko, jeżeli skończy się 16 lad do bodajże kwietnia) Wiem, że się strasznie czepiam, ale jestem wrażliwa na takie małe, że tak powiem niedopatrzenia.
OdpowiedzUsuńTeż mi to nie pasowało. Ale jak pisało w wikipedii to przepisałam
OdpowiedzUsuńHermiona urodziła się w 1979 roku ;)
OdpowiedzUsuń