niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 6.


Rozdział 6.
-I jak? Sala udekorowana? –zapytał Ron.
-Tak jest ślicznie. –odpowiedziała mu Ginny.
-Mam nadzieję, że żarcie będzie?
-Tak Ron, będzie. Przed samym balem się zorganizuje. – powiedziała Hermiona.
            Dziewczyny skończyły sprzątać około godziny jedenastej trzydzieści. Do godziny piętnastej siedziały z Ronem, Harrym i Nevillem w Wielkiej Sali.
-To my już pewnie pójdziemy się przygotowywać, co? –zapytała Hermiona.
-Potrzeba wam na to aż kilku godzin? –zapytał zdumiony Neville.
-Tak, Neville. Jeśli chcesz żebyśmy ładnie wyglądały, to trochę czasu nam zajmie. –powiedziała wesoło Luna.
-I tak ładnie wyglądasz, Luna.- mruknął pod nosem Neville, tak, że tylko Harry i Ron go usłyszeli. Harry parsknął śmiechem, a Ron wywrócił teatralnie oczyma.
            Dziewczyny zmierzały ku swoim dormitoriom. U stóp schodów rozeszły się: Luna w lewo, Ginny i Hermina w prawo.
            Otworzyła szafę i wyciągnęła swoją śliczną, koronkową sukienkę o kremowym kolorze. Do tego miała czarne buty na koturnie.  Wyszła do łazienki. Przy zdejmowaniu spodni, Hermionie wypadła z kieszeni bransoletka od Dracona. Nikt nie wie, że to od niego więc ją założę pomyślała. Włosy miała rozpuszczone, tylko grzywkę spięła do góry. Na szyi wisiał jej łańcuszek od Ronalda, na ręce miała bransoletkę od Dracona. Wow! Prezent od przyjaciela i od  wroga. Założyła buty, pomalowała rzęsy, delikatnie musnęła usta błyszczykiem. Spojrzała w lusterko.
-Jest dobrze. –powiedziała sama do siebie.
            Dziewczyna zabrała swoje rzeczy i wyszła.
-Wow, Ginny! Super wyglądasz.- Rudowłosa miała na sobie czarną sukienkę, z tyłu koronkową, czerwone buty na obcasie. Na jej głowie, rude włosy, zwykle proste, dziś były burzą rudych loków. Wśród tych włosów włożony był czarny kwiat.
-Dzięki. Ty też, cudownie. Na wystawie ta sukienka nie wyglądała tak ładnie. – Ginny zerknęła na jej dłoń. –Śliczna bransoletka. Skąd ją masz?
            Hermiona tego pytania się obawiała.
-Tą…och, od rodziców. Dostałam ją dziś rano razem z innymi prezentami. –skłamała na poczekaniu.
-Prawdziwe?
-Dra…mama napisała, że prawdziwe.
-Super! Możemy już iść? –zapytała rudowłosa. –Musimy jeszcze nakryć do stołu.
-Racja.
            Wyszły z dormitorium. W pokoju wspólnym zostali tylko Seamusa, Deana, Freda i George’a.
 -Siostra, ale ty wyglądasz! Hermiona też niczego sobie. –powiedział Fred.
-Ulala! –zawołał George.
-Dzięki. –odpowiedziała Ginny i obie a Mioną  przeszły przez dziurę pod portretem.
            Przed salą transmutacji nie było nikogo prócz profesor McGonagall.
-Dzień dobry, dziewczeta. Bardzo ładnie wyglądacie. –powiedziała.
-Dziękujemy.
-Chciałabym tylko wam oznajmić, że zabawa musi się skończyć o godzinie pierwszej w nocy. –oznajmiła.
-Oczywiście, pani profesor. –powiedziała Ginny.
- No to chyba tyle miałam wam do powiedzenia. Dobrej zabawy –profesorka odeszła.
            W klasie na ławce siedziała już Luna Lovegood. Miała na sobie niebieską sukienkę przed kolano. Włosy miała rozpuszczone, a wśród nich wściekle żółty kwiat słonecznika. Na nogach miała równie żółte buty na obcasie.
-Ładnie wyglądacie. Tak bajecznie. –powietała ich blondyna. –Nie mówiłyście, że te buty są aż tak nie wygodne.
-No wiesz, trzeba trochę wycierpieć, –powiedziała Ginny.- ale efekt jest super. Zabieramy się do roboty?
            Hermiona machnęła różdżką i stół zastawił się najpyszniejszymi potrawami. Z rogu klasy wydobywała się muzyka.
-O, Neville! –krzyknęła Luna.
            W drzwiach stało trzech chłopców: Harry, Ron i Neville. Cała trójka miała na sobie garnitury. Stali osłupiali i wciąż gapili się w swoje partnerki.
-Coś nie tak? –zapytała Hermiona.
-Jest wszystko w jaknajlepszym porządku. –wydukał Ron, a Neville i Harry przytaknęli głowami.
-Chodź, zatańczymy. –powiedziała wesoło Luna i pociągnęła Neville’a za rękę.
            Jedna para już wirowała na parkiecie. Luna kręciła się w dziwny sposób, a Neville trochę zbity z tropu tylko kiwał się na różne strony. Po jakimś czasie do nich dołączyli Harry i Ginny.
-O, ile żarcia! –krzyknął Ron.
-O nie mój drogi. Poczekasz trochę. –Hermiona zaciągneła go na parkiet.
            Wszystkie pary tańczyły na parkiecie. Z kąta klasy napływała wolna muzyka. Neville przejął inicjałtywę i prowadził Lunę w tańcu. Harry wywijał Ginny na wszystkie strony, a Ron z Hermioną po prostu kołysali się.
            Jedna para, po jakimś czasie znalazła się na środku Sali.
-Ron! Hermiono! Jesteście pod jemiołą! –krzyknęła podekscytowana Luna, a wszyscy spojrzeli w ich stronę. Ron i Miona podnieśli wzrok  w górę. –Musicie się pocałować.
-Ale…-zaczęła Miona.
-Nie ma żadnego „ale”. Musicie. –uciął całą dyskusje Neville.
            Hermiona popatrzyła na Rona, Ron na Hermionę. Oboje wzruszyli ramionami i przysuneli się do siebie. Byli już tak blisko siebie, że prawie dotykali się nosami. Dziewczyna zamknęła oczy. Przyłożyła swoje wargi do jego warg. Były bardzo delikatne. Tego się nie dało opisać! Chłopak objął ją w pasie.Wydawało się, że pocaunek trwał krótko, ale z perspektywy widzów trwało to troszkę dłużej.
            Harry chrząknął.
-No możecie już przestać…halo…ziemia do zakochanych.
            Hermiona oderwała się od Rona. Poprawiła nerwowo włosy. Ron zatomiast czochrał włosy.
-To ja się może pójdę…napić czy coś. –wymamrotał Ron.
-Taaak, ja chyba też. –powiedział brązowooka.
-Ale się porobiło. –szepnęła Luna do Neville’a i znowu zaczęli tańczyć.
            Miona usiadła przy stoliku, a obok niej Ron.
-Yyy…soku dyniowego? –zapytał.
-Tak, poproszę.
-To było trochę dziwne. Wiesz, ten cały pocałunek.
-Tak, troszkę. Sorki, za to.
-Nie masz mnie za co przepraszać. –powiedział Ron. –Jak już to raczej ja.
-A ty niby dlaczego?
-Bo to ja cię całowałem, obejmowałem w pasie…
-Weź przestań. Też cię całowałam. –oboje zaczęli się śmiać.
            Przez pół godziny Ron zabawiał Hermionę dowcipami. Dołączyli do nich Harry i Ginny. Luna i Neville ciągle szaleli na parkiecie. Teraz już każdy tańczył swój styl, który niekoniecznie pasował do nastroju muzyki.
-Zatańczymy? –zapytał Ron Hermionę.
-Pewnie.
            Przez następną godzinę tańczyli na parkiecie. Około godziny dwunastej, Luna wymyślała  różne gry i konkursy. Ron nawet urządził pewnego rodzaju grę w quidditcha.
            Polegała ona na tym, że w powietrzu wisiały trzy pętle, po jednej i po drugiej stronie sali. Było dwóch obrońców: Ron i Harry. Pozostali byli szukającymi: w jednej drużynie Luna, Ginny i Ron, w drugiej Hermiona, Neville i Harry. Trzeba było biegać z kaflem, podawać kafla swojemu partnerowi i trafić do jednej z pętli. Przeciwnicy mieli odebrać kafla. Mionka zyczarowała kafla i rozpoczęła się gra.
            Na początku przy kaflu była Hermiona, która podała Neville’owi, który stracił go przed samą pętlą. Odebrała mu go Ginny. Rudowłosa podała go Lunie, a ta z koleji trafiła w środkową pętle.
-Genialnie Luna! –pochwaliła ją Ginny.
-Dziękuję.
            Zdarzył się mały wypadek: Neville dostał kaflem w brzuch. Nic groźniejszego się nie stało. Ostateczny wynik głosił wygraną dla drużyny, w której był Ron, Ginny, Luna, osiemdziesiąt do piędziesięciu.
-Hermiono, o której mieliśmy kończyć bal? –zapytała Luna.
-O pierwszej w nocy, a co?
-Jest już druga dwadzieścia. –oznajmił Ron.
-O kurczę. –zdenerwowała się Hermiona. –Szybko do pokojów wspólnych.
-Ja odprowadzę Lunę. –poinformował wszystkich Neville.
-Dziękuję Ci, Neville. –powiedziała Luna.
            Wszyscy rozbiegli się do pokojów wspólnych.
-Pomogę ci Miona. –zaoferowała się Ginny.
-Nie, leć. Dam sobię radę.
-A jak wpadniesz na Filcha?
-Ja z nią zostanę. –w drzwiach pojawił się Ron.
-Dam sobię radę. –Ale Ron jej nie słuchał. Wyjął różdżkę, machnął nią, a boisko do quidditcha zniknęło. Drugi raz machnęła Hermiona i stół zniknął. Trzeci raz machneli razem i sala stała się taka sama jak przed balem: szara, z ławkami, tablicą.
-Gotowe. Możemy iść? –zapytał Ron.
-Tak, chodźmy.
            Szli korytarzem w milczeniu. Nagle usłyszeli czyjeś kroki. Filch pomyślała Hermiona. Ron najwyraźniej też tak pomyślał, bo szepnął: W nog. Zatrzymali się dopiero przed dziórą pod portretem.
-Świetny miałaś pomysł z tym balem. –pochwalił ją Ron.
-Tylko to był pomysł Ginny. –uśmiechnęła się do niego.
-Ale ty pomagałaś.
-No tak.
            Znaleźli się przed drzwiami do dormitorium dziewcząt i chłopców.
-No to dobranoc. Następny bal trzydziestego grudnia. –powiedział Ron.
-Tak. Dobranoc.
            Przypomniało jej się, że idzie na bal z Draconem. Zapiekło ją w gardle. Jak ja im to powiem? Co oni o mnie pomyślą.

______________________________________________________________________
A to takie wyobrażenie tych sukienek. Kiedy będzie następna notka? Macie napisane po prawej stronie. Miłego czytania!

4 komentarze:

  1. Fajny rozdział tylko uważaj na powtórzenia i błędy bo jest ich bardzo dużo ;)
    Czekam na ciąg dalszy ;*

    http://prawdziwahistoriadramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. genialny:)kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń