poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 13.

Rozdział 13.
                                    Drogi Draconie!
            Bardzo się za Tobą stęskniłam. Wracam za trzy dni. To już niedługo. Przysyłam ci obiecany prezent (ciasto mojej mamy).
            Gdybyś chciał do mnie napisać to będę w Norze. Ginny mnie zaprosiła. Nie wiem jak Ron to wytrzyma, ale wpodziewam się najgorszego. Nie martw się nie będę sam na sam z Ronem :D Będą też Luna, Neville i Ginny.
                                                           Zobaczymy się w szkole.
                                                           Całuski, Hermiona.
            Podeszła do sowy siedziąceje w klatce (dostała ją na święta od rodziców) i przywiązała liścik do jej nóżki.
-Do Dracona. –powiedziała, a sóweczka zahuczała przyjaźnie i wyleciała przez okno.
Zeszła na śniadanie. W kuchni już jej mama smażyła jajka, a ojciec czytał gazetę. Hermiona stanęła w progu kuchni i przyglądała się swoim rodzicom. Gdy mama się odwróciła, zobaczyła córkę.
-Wstałaś już, kochanie? Mogłaś się przecież wyspać –powiedziała jej mama.
-Wiesz, że nie lubię długo spać.
            Cała trójka usiadła przy stole i zaczęła jeść śniadanie. Ojciec oparł gazetę o stojący obok dzbanek w sokiem i czytał ją łapczywie. Mama zaś przeglądała się córce z matczyną troską w oczach.
-Ależeś schudła. Sama skóra i kości. Pewnie nie smakuje ci szkolne jedzenie, co? Ale w domu się najesz, już ja o to zadbam –była głucha na protesty dziewczyny. – Taka śliczna, oczy po tacie…Pewnie masz już chłopaka, co? No na pewno, taka ładna. Ronald, prawda? Zawsze wiedziałam, że będziecie razem. Przystojny chłopak, nie ma co. Kulturalny, inteligentny, zabawny. Idealny kandydat na męża…
-Mamo, to nie Ron –wpadła w słowo Hermiona.
            Jej matka zrobiła pytające spojrzenie.
-Jak nie Ronald to kto?
-Taki jeden…blondyn…wysoki, szare oczy…Draco to mój chłopak
            Jej ojciec zachłysnął się sokiem.
-Co! Moja mała córeczka ma chłopaka?
-Nie mała, tato, bo mam już siedemnaście lat. I  tak, mam chłopaka.
-A w jakim…ee…domu jest? –zapytała mama.
-W Slytherinie.
-Ale przecież mówiłaś, że z tamtego domu wyszli sami czarnoksiężnicy. I ty z nim chodzisz?
-Tak, chodze, ale on nie jest taki jak inni Ślizgoni.
-Ronald mówił, że on wam dokuczał… -zaczęła mama.
-Ronald za dużo mówi, mamo.
-Dlaczego tak mówisz o swoim przyjacielu? –zapytał ojciec.
-To już nie mój przyjaciel, tato. Pokłóciliśmy się.
-Ale…
-Mamo, temat skończony –wstała. Już miała wychodzić, gdy powiedziała –Tato, nie zapomnij, odwozisz mnie jutro do Nory.
            W pokoju zastała brązową sowę, pohukującą na jej łóżku. W dziobie miała liścik.
-Cześć, mała –Hermiona podeszła do ptaka i wyjęła jej z dzioba pergamin. –Od Ginny? –sowa zahuczała. –To zobaczmy czego ona chce…
            List brzmiał:

Kochana Miono,
Powiedziałam Ronowi, że będziesz (do tej pory nie wiedział). Wydawał się dziwnie spokojny. Neville potwierdził swoją obecność wczoraj wieczorem. Mama szykuje kolację w ostatni dzień naszego pobytu. Luna przyjechała z samego rana, bo chciała nam pomóc (wiesz, przygotować to wszystko: pokoje i tak dalej).
Czekam, Ginny.

            Ron spokojny? To się zobaczy. Zauważyła, że jest jeszcze w piżamach, więc szybko się przebrała. Jeszcze cały dzień, zanim pojadę do Nory. A teraz będę się nudzić…Podeszła do stojącego w rogu łóżka, kufra i wyjęła podręczniki od transmutacji i zaczęła pisać wypracowanie na temat chrobotków. Chrobotki to magiczne stworzenia, przypominające różowe grzyby, porośnięte sztywną, rzadką szczeciną.Rozmnażają się bardzo szybko, więc w kilka dni mogą pokryć średnich rozmiarów ogród. Chrobotki są ulubionym pokarmem gnomów…
            Skończę później, pomyślała Miona. Jakoś nie chciało jej się kończyć pisać. Sięgnęła po książkę, którą kiedyś dostała od Harry’ego. Wtedy Harry nie mógł znieść, że jego najlepsza przyjaciółka jest zielona w temacie quidditcha, Quidditch dla amatorów. Otworzyła na stronie szesnastej, czyli tam gdzie ostatnio skończyła czytać. Zawodnicy przeciwnej drużyny ustawiają się na boisku. Sędzia podrzuca kafla i szukający obu drużyn próbują go przechwycić. Szukający w tym czasie krążą po boisku w poszukiwaniu złotego znicza, a…  Nuda, pomyślała Hermiona.
____**____****_____****_________***___________***_________*
            Następnego dnia Hermionę obudziły krzyki jej matki:
-Hermiona, ojciec już czeka! Wstawaj!
            O nie! Zaspałam! mruknęła Miona. Wstała, ubrała się się czem prędzej i zbiegła na dół. Ojciec czekał na  nią oparty o ścianę.
-Spakowałam ci kanapki, kochanie. Trzymaj się! –pożegnała ją mama.
-Pa, mamo. Kocham cie!
-Ja ciebie też.
            Dziewczyna wyszła za ojcem. Wsiadła do samochodu i pomachała mamie. Droga minęła jej szybko. W ciągu pół godziny znalazła się pod Norą.
            Przed domem Ginny, biegała Luna, próbując złapać gnoma. Ron, Fred i George podawali sobie piłkę. Najwyraźniej jej nikt nie zauważył, bo cała czwórka nie przerywała swoich zajęć.
-Hej wszystkim! -zawołała. –Hej!
            Luna, Fred, George rzucili się w jej kierunku, a Ron zalał się rumieńcem i ruszył w stronę domu. Hermionę na chwilę opuścił humor, ale po chwili ponownie go odzyskała.
-Jak dobrze cię widzieć!  -zawołał Fred.
- No kujonie, ale się za tobą stęskniliśmy! –dodał George.
-Nie jestem kujonem!
-Nie, ależ skąd! Jesteś po prostu obdarzona cudownym darem inteligencji –powiedział George.
-No, tak brzmi lepiej –powiedziała Hermiona z uśmiechem.
-Zwykły kujon –szepnął Fred George’owi do ucha.
-Słyszałam –powiedziała Miona, a bliźniacy zachichotali.
-Cześć –powitała ją Luna.
-Cześć, jest już Neville?
-Nie, jeszcze nie. Chodź już do domu. Pani Weasley robi śniadanie.
-O, fajnie. Jestem głodna jak wilk.
            Ruszyli w stronę Nory. Przy stole siedziała Ginny, pan Weasley, Percy i Neville.  Chłopak cały był umorusany w sadzy.
-Neville, co ty robisz? –zapytała Luna.
-Przybyłem przed chwilą siecią Fiuu. Babcia mi nie pozwoliła mi użyć miotły, bo powiedziała, że zaraz coś mi się stanie.
-Hermiona, moja kochana! –zawołała pani Weasley. –Aleś ty schudła!
-Witaj Hermiono! –powitał ją Percy.
-Siadajcie, siadajcie. Zaraz będzie śniadanie –zawołała pani Weasley. –Ginny, zaniesiesz Ronowi do pokoju.
-Dlaczego? Nie może sam przyjść?
-Nie, nie może.
            Ginny zrobiła naburmuszoną minę, wzięła tacę i weszła schodami na górę. Pięcioro Weasleyów, Neville, Luna i Hermiona usiedli przy stole. Pani Weasley machnęła różdżką i wszystkie potrawy ustawiły się na stole. Fred skorzystał z okazji, że Percy odwrócił wzrok, wrzucił mu do soku karalucha.
-Fred! –krzyknęła pani Weasley.
-Tak, mamusiu?
-Wyjmij tego robaka!
-O czym mówisz, mamo?
-Fred!
-No już, już –machnął różdżką i karaluch wyleciał z kubka Percy’ego.
            Ron tego ranka wcale nie zszedł na dół. Siedział w swoim pokoju i do nikogo się nie odzywał. Po południu Ginny zaproponowała aby wszyscy pograli w quidditcha. Percy oznajmił, że musi się skupić na pracy. Rodzina Weasleyów posiadała sześć starych mioteł, Komety Dwa Sześćdziesiąt. Luna postanowiła, że pójdzie po Rona („na pewno ten pajac jej posłucha” mruknął Fred). No więc Luna weszła do jego pokoju, a reszta stała przed drzwiami. Hermiona nadstawiła uszu.
-…idziemy na łąkę, pograć w quidditcha.
-Kto idzie?
-No…wszyscy. Ja, Neville, Fred, George, Miona…
-Hermiona też idzie?
- Tak. Idziesz z nami?
-No nie wiem…chyba nie…
            Fred zrobił znudzoną minę i wparował do pokoju. George ruszył za nim.
-Ron, ty palancie skończony! –powiedział George.-  Co ona ci zrobiła, że nie chcesz z nią przebywać w jednym pomieszczeniu…
-…i grać z nami w quidditcha –dokończył Fred.
-Ja…
-Już się nie wypieraj, że jej nie unikasz –warknął George.
-Ale ja…
-I nie wmawiaj nam, że nie chce cie się grać! –dodał Fred. –Zanim przyjechała Hermiona udzielałeś się towarzysko.
-Chłopaki, ja nie muszę grać. Pooglądam sobie z boku…-zaoferowała się Hermiona.
-Hermiono , nie poświęcaj się dla takiego gnoja! –warknął George.
-Dobra, będę grał. Zadowoleni?
            Fred i George uśmiechnęli się triumfalnie. Ron ruszył pierwszy, a wyglądał jak rozwścieczony hipogryf. Reszta ruszyła za nim. Hermiona trzymała się bardziej z tyłu. Fred i Ginny pobiegli po miotły.
-Co się dzieje? –zapytała ją Luna.
-Ron. –powiedziała krótko Hermiona.
-Nie martw się. Kiedyś się jeszcze ułoży. –pocieszała ją Luna.
-Wątpię. –Luną objęła ją ramieniem.
            Szły na polanę rozmawiając o Neville’u i Draconie. Tylko blondyna rozumiała ją, co naprawdę czuje do chłopaka.
            Dotarli już na polanę. Po jakimś czasie dołączyli do nich Ginny i Fred z miotłami na placach.
-Jest nas…trójka gości…czwórka domowników, czyli…jest nas siódemka. –liczył Fred –Ktoś musi nie grać.
-Ja mogę –powiedział Neville. –I tak nie umiem latać.
-No dobrze. Będziesz sędziował. –powiedziała Ginny.
            Dobrali się w drużyny: Fred, Hermiona i Luna razem ,a Ron, Ginny i George razem. Cała paczka wsiadła na miotły i mocno odepchnęła się od ziemi. Grali piłkami futbolowymi. Po piętnastu minutach Neville oznajmił:
-Jest  osiemdziesiąt do trzydziestu dla drużyny George’a. –rozległy się okrzyki radości.
            Po godzinie ruszyli do domu. Mecz skończył się wynikiem sto dziesięć do dziewiędziesięciu dla George’a.

-Musimy pomówić –usłyszała czyjś głos w uchu. Odwróciła się. To był Ron.

1 komentarz: