piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 14.

Rozdział 14.
- Chodź –szepnął jej w ucho i lekko pociągnął w stronę lasu.
-Co ty…co co chodzi? –zapytała Hermiona.
-Muszę z tobą pogadać. Musimy sobie wreszcie coś wytłumaczyć.
-Ale…
-Cicho!
            Doszli do pewnej polanki, na której leżały dwa powalone drzewa. Usiadł na jednym a Hermiona na drugim.
-Musimy pogadać o nas. –odezwał się wreszcie.
-O nas?-zapytała zdziwiona Hermiona.
-Tak, bo…muszę ci coś wyjaśnić., opowiedzieć wszystko od początku.
-No to proszę –zachęciła go Miona.
-Od kiedy się znamy…coś się we mnie zmieniło. Z czasem to się wzmacniało. Myślałem, że to co do ciebie czuję to tylko przyjaźń, ale nie. To coś, co żyje we mnie od pewnego czasu. Po naszym pierwszym pocałunku zrozumiałem, że cię kocham. To nie była miłość do przyjaciela, tylko jak do dziewczyny. Jesteś cudowna. Wcześniej podziwiałem cię, jak dajesz sobie radę z nauką. Poza tym jesteś śliczna. Bardzo. Załamałem się gdy się dowiedziałem, że chodzisz z Malfoyem. A gdy zobaczyłem was na balu, to myślałem, że utopię się w jeziorze…
-Ale Ron…
-Daj mi skończyć. Fred i George coś podejrzewali i tylko wyśmiewali się ze mnie, że nawet nie potrafię poderwać dziewczyny. Kiedy spotkałem tego blondasa w Sali Wejściowej rzuciłem się na niego i chciałem mu obić tą pyszałkowatą gębę. Zauważyłem, że jesteś z nim szczęśliwa –zrobił nieufną minę i mówił dalej – więc nie zamierzam tego psuć. Chociaż nie ukrywam, że cieszyłbym się gdybyście ze sobą zerwali. A cię kocham. Myślisz dlaczego mój patronus to Jack Russel Terrier, który słynie z ganiania wydr? Kocham Cię. Kocham. Ale teraz musi mi wystarczyć przyjaźń, prawda?
-Ron, ale cię lubię. Nawet kocham, ale kocham jak brata nic więcej –Ron opuścił  wzrok. –Ja naprawdę, Ron nie chciałam cię skrzywdzić. Oj, nie rób takiej miny, proszę –dodała widząc minę Rona. –I tak mam wyrzuty sumienia, że tak cię potraktowałam. Mam straszne wyrzuty sumienia. Wybacz…
-Wybaczę jeśli nie będziesz łazić na moich oczach z Malfoyem.
-Ron! Wybaczam. Będziemy przyjaciółmi? I nie fochaj się na mnie, dobrze?
-Nie będę –uśmiechnął się. –Przyjaciółmi też możemy być, ale to będzie trudne.
-Dasz sobię radę.
-Nie myślałem, że to się tak skończy.
-Szczerze to ja też. Myślała, że będziemy na siebie fukać aż do śmierci. O Boże, aż chce mi się płakać.
-Dlaczego?
-Nie wiem –wzruszyła ramionami, a łzy powoli spływały jej po policzkach. –Pewnie z powodu twojego patronusa.
-Oj, aż tak cię to wzruszyło?
-No…-mruknęła i przytuliła się do rudzielca. –Wracamy?
-Yyy…Hermiona, wiesz trudno mi trochę być tak blisko i się na ciebie nie rzucić…
-Hahaha…dobra, dobra. A może jednak tak troszeczkę?
-A jak twój kochaś się o tym dowie?
-A co ja takiego robię? Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
-Dobra. Niech ci będzie –Ron zarzucił jej rękę na ramię i to samo zrobiła Hermiona. –Tak lepiej?
-No może być.
            Szli tak w stronę domu ramię na ramieniu rozmawiając i śmiejąc się ze swoich przygód. Wspominali jak Ron wpadł do jeziora z ogromną kałamarnicą, a Hermiona go uratowała, jak Harry wypadł z powozu w czwartej klasie, jak Hermiona wziięła taki zamach swoją torbą, że zrzuciła Rona w krzesła.
-Hahaha…do tej pory mam siniaka. Jak upadłem na tyłek to myślałem, że już nie wstanę.
            Znaleźli się przed Norą. Luna, Neville, Fred, George i Ginny czekali zaniepokojeni przed domem. Pewnie myśleli, że Ron mnie chce zabić. Pomyślała Miona. Wszyscy wpatrzyli się w Hermionę i Rona.
-Co tacy zdziwieni? –zapytał Ron.
-My? Co z Wami? –powiedział Fred.
-Gdy szliśmy w tamtą stronę humor wam nie dopisywał. –oznajmił George.
-Dlaczego? Przecież nic się nie zmieniło-powiedziała Hermiona i razem z Ronem parsknęli śmiechem. Reszta gapiła się na nich jakby zwariowali.
-Obiad! –w drzwiach pojawiła się pani Weasley. –A cóż to znowu? –zapytała widząc Hermionę i Rona razem.
-Mamo, nie ogarniesz tego. –powiedziała Ginny.
-Skoro, tak to nawet nie będę  próbowała –uśmiechnęła się do wszystkich i zaprosiła ich do środka.
            Po pospiesznie zjedzonym obiedzie wszyscy wylegli do ogrodu. Pani Weasley poprosiła, że gdyby mogli odgnomiliby ogród. Bliźniacy trochę marudzili, ale pani Weasley zagroziła, że jeśli tego nie zrobię, wsadzi im pod koc gnoma. Tak więc wszyscy ganiali za gnomami. Po piętnastu minutach, jeden ugryzł Neville’a i musieli mu zaopatrzyć ranę.
-Jakie plany na wieczór? –zapytał Fred.
-Planujemy z Fredem mały pokaz sztucznych ogni, co wy na to? –zapytał George.
-Ja i Neville wybieramy się na spacer. Gdy wracaliśmy z lasu widzieliśmy piękną polankę. –powiedziała Luna.
-Ja…-zaczęła Hermiona, ale resztę zdania zakłócił krzyk pani Weasley.
-Harry! Harry przyjeżdża! –krzyknęła wybiegając z domu. –Właśnie przyleciała Hedwiga!
-Naprawdę? –zapytał podekscytowany Ron.
-Naprawdę. Ron, przyszykuj mu miejsce do spania w swoim pokoju.
-Ale…
-Ron! Twój przyjaciel przyjeżdża. Biegiem na górę!
-Idę…
            Ron przez resztę dnia nie wychodził z pokoju. Przez okna słychać było jak matka Rona krzyczy: Jeszcze tego nie zrobiłeś? lub Jesteś leniwy! Co z ciebie wyrośnie? albo Kto ci będzie skarpetki prał, jak mnie zabraknie? Ginny, Luna, Neville i Hermiona siedzieli na zewnątrz i wysłuchiwali dowcipów Freda i George’a.
            Wieczorem zjawił się Harry. Ron, bliźniacy i Harry oglądali pokaz sztucznych ogni.  Luna tak jak mówiła, poszła z Nevillem na spacer, a Miona i Ginny chodziły na około podwórka.
-Przejdziemy się do lasu? –zapytała Ginny.
-Pewnie.
            Poszły w stronę lasu. Rozmawiały tak, i rozmawiały, aż temat zszedł na Rona.
-Jak się pogodziliście?
-No…porozmawialiśmy szczerze w lesie…-nie chciała przekazać tego, czego sama się dowiedziała, czyli że Ron ją kocha. – i jakoś się pogodziliśmy. Teraz jesteśmy tymi samymi przyjaciółmi co kiedyś.
-A Malfoy?
-Co z nim? –Ginny uniosła brwi ku górze –A, o to ci chodzi. No cóż. Raczej go nie akceptuje, ale będzie się starał.
-Będzie się starał? –prychnęła Ginny. –Już mu wierzę.
-Odczep się od niego, dobrze?
-Ty wierzysz każdemu chłopakowi, który ci wciśnie jakąś bajeczkę.
- Nie prawda. –żachnęła się Miona. –Wiesz co, lepiej już wracajmy. Robi się ciemno.
            Wracały przez ciemny las. Wokół pohukiwały sowy. Właśnie mijały polanę, na której siedziała Luna i Neville. Całowali się. Siedzieli na tym samym powalonym pniu, co Hermiona i Ron przed południem. Luna siedziała na kolanach Neville’a.

-Oj, może nie przeszkadzajmy. –szepnęła Ginny i wróciły szybko do Nory.

4 komentarze:

  1. Jak wspaniale! Uwielbiam!! Nie mogę się doczekać Malfoya <33 CZekam na next ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahha Luna i Nevill się całowali a ten tekst Gin na koniec mnie powalił :-D hahha xD swetny rozdział czekam na następny pozdrawiam :D
    Ps zapraszam do mnie na ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com i lub na panstwowesley.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. http://czworkanas.blogspot.com/ zapraszm + fajne.

    OdpowiedzUsuń